Zanim zdeklarowałam się, że moje serce zostawiłam w Kalifornii, kochałam Nowy Jork ponad wszystko. Ze wszystkimi jego wadami, klimatem i ciągłym zabieganiem. Filmy, seriale i książki o Nowym Jorku chłonęłam w ilościach hurtowych. Jako nastolatka uczyłam się na pamięć topografii miasta, nazw okręgów i ulic. Gdy miałam możliwość bezpośrednich rozmów z Nowojorczykami, mogłam godzinami słuchać opowieści o życiu  w mieście.

Gdyby ponad 20 lat temu ktoś zaproponował mi przeniesienie się do NYC na stałe, zastanawiałabym się może 5 minut. I właściwie dobrze, że takiej propozycji nigdy nie dostałam. Bo dzięki temu, los (Angeles:) ) szykował dla mnie wisienkę na torcie. Zamiast wielkiego jabłka. Kalifornię, którą pokochałam od momentu otwarcia się drzwi w samolocie i pierwszego powiewu zanieczyszczonego powietrza na lotnisku LAX w Los Angeles.
Ale moja miłość do Nowego Jorku jest ciągle silna. Sentymentalna i lekko wyidealizowana. Jak wszystkie wspomnienia, które dobrze się kojarzą ze szczęśliwymi, wczesno- młodzieńczymi latami. I marzeniami.

 

USA, Nowy Jork, 9/11 memorial

 

Sami Amerykanie są często podzieleni na zwolenników tylko Wschodniego lub Zachodniego Wybrzeża.
Jednym z najbardziej znanych prześmiewców Los Angeles  jest rodowity Nowojorczyk Woody Allen. W „Annie Hall” pada słynny cytat, że jedynym kulturalnym zajęciem w Los Angeles jest możliwość skrętu w prawo na czerwonym świetle. Czy to, że LA jest takie czyste, bo wszystkie śmieci zamieniane są na produkcje telewizyjne. Inny znany Nowojorczyk Andy Warhol przyznawał, że kocha Los Angeles, bo kocha plastik. W serialu „Californication” też często przeplata się wątek różnic w podejściu do życia na Wschodnim i Zachodnim Wybrzeżu.

W życiu również, a najbardziej powszechne z nich to:

  1. W Los Angeles nikt nie pracuje

Na to przynajmniej wygląda. W odróżnieniu od Nowego Jorku, nikt się ciągle nie spieszy, nie pracuje po 12 godzin dziennie, za to korzysta z życia i pogody. Na pytanie, czym się zajmuje, mieszkaniec LA często odpowie dość ogólnie czy wymijająco. Albo, że jest właśnie „między projektami”. Dla nowojorskich finansistów, prawników czy biznesmenów jest to ciężko zrozumiałe podejście.

2. Wszyscy pracują w branży rozrywkowej

Bo jak już pracują, to właśnie w „entertejnment”. Jest to również jeden z głównych powodów migrujących do LA Nowojorczyków.

3. Kanon piękna jest inny

Wysportowane, opalone i zdrowo odżywione ciało to dążenie większości Angelenos. Stąd moda na organiczną żywność, aktywność fizyczną (też na świeżym powietrzu), detoks organizmu czy zdrowe koktajle. W Nowym Jorku nie wypada być zbyt opalonym, bo przecież nie można za często wyjeżdżać na wakacje (Hamptons się nie liczy). A szczupłą sylwetkę często zawdzięcza się raczej zbyt intensywnej pracy i zachwianiu równowagi między pracą a życiem osobistym.

4. Życiowy luz

W Los Angeles ma się wrażenie, że nikt się niczym nie stresuje. Wszyscy są ciągle jakby lekko senni, wyluzowani i uśmiechnięci. I nie zawsze jest to wynikiem kuracji medyczną marihuaną. Ogólny klimat, pogoda, magia miejsca sprawia, że nawet jak ludzie mają swoje problemy (bo kto na świecie ich nie ma), to postawą życiową tego nie pokazują.
Typowy Nowojorczyk, przyzwyczajony do życia na pełnych obrotach, ciągłego gonienia i patrzenia na zegarek, jest ciągle lekko poddenerwowany. I obowiązkowo z dodatkową porcją kofeiny w ręku.

5. Nikt nie dba o to, jak wygląda

Nowy Jork jest stolicą mody i trendów. Nowojorskie ulice pełne są wystylizowanych oraz dobrze ubranych kobiet i mężczyzn, pracujących nie tylko w branży fashion.  Widok ulic w Los Angeles może być niemałym szokiem dla prawdziwej nowojorskiej fashion- victim. Wyciągnięte t-shirty, krótkie spodenki, dresy i klapki są na porządku dziennym. I to często też w bardziej formalnych okolicznościach. No i nikt nie nosi w takiej częstotliwości oraz ilościach nowojorskiego koloru nr 1 czyli czarnego.

6. Wszędzie daleko

Przeciętny mieszkaniec Manhattanu nie musi posiadać samochodu. A nawet lepiej, jak go na co dzień nie używa. Taksówki, uber, metro, spacer z powodzeniem wystarczają w codziennej komunikacji. W Los Angeles brak samochodu jest równoznaczny z całkowitym unieruchomieniem. Chyba, że mieszka się nad samym oceanem w Santa Monica czy Venice Beach i chodzi głównie na plażę czy deptak. Dla porównania, powierzchnia Manhattanu to 59 km2, podczas gdy Los Angeles 1300 km2!

7. Słabi kierowcy i ruch

Nierzadko spotykam się z opinią, że w Los Angeles i ogólnie w Kalifornii są najgorsi kierowcy. Zarzuca się im patrzenie w telefony komórkowe czy jazdę pod lekkim wpływem. W efekcie, większość jeździ stosunkowo wolno po mieście. W Nowym Jorku kierowcy są za to bardziej nerwowi. Jest to związane z ogólną postawą życiową, o której była wcześniej mowa.  Poza tym, w NYC większość nie jeździ, tylko korzysta z usług transportowych.
A ruch i korki w Los Angeles mogą wystraszyć każdego przyjezdnego, nie tylko z Nowego Jorku. Jako jedyne amerykańskie miasto, jest ono ciągle w dziesiątce najbardziej zatłoczonych metropolii na świecie.

8. Bajgle kontra sałatki i kuchnia meksykańska

Podobno najlepsze bajgle na świecie są dostępne tylko w Nowym Jorku. Tylko kto by tam chciał zamienić to na najlepsze zdrowe sałatki i kuchnię meksykańską. W tej kategorii, wybieram zdecydowanie drużynę LA.

9. Wszyscy w Nowym Jorku są niemili

I to tak trochę jest, jeśli porówna się z wyluzowanymi oraz uśmiechniętymi mieszkańcami Los Angeles. Ale wiadomo, że pogoda, słońce, plaża robią swoje. Pogawędki, small talk w sytuacjach codziennych czy niezobowiązujący uśmiech są w LA na porządku dziennym. Jak się próbuje przenieść taką postawę 1:1 na grunt NYC, to można się nie raz mocno zdziwić. Albo usłyszeć nawet kilka niecenzuralnych słów.

USA, Los Angeles, znak Hollywood

 

10. Miasto marzycieli kontra realistów

Od zarania dziejów i czasów bardzo historycznych, jak na amerykańskie warunki, Zachód i Zachodnie Wybrzeże przyciągały marzycieli, poszukiwaczy złota i lepszego świata. Dzisiaj, każdego dnia do Los Angeles nieustannie napływają osoby szukające szczęścia w branży rozrywkowej i goniące za swoim „amerykańskim snem”. Niezależnie od efektów tych poszukiwań, miasto przesiąkło duchem marzycieli i spirytualną atmosferą. Całkowicie inną od mocno stojącego na ziemi nowojorskiego klimatu. W LA często usłyszy się słowa, że na pewno się uda i będzie dobrze. NYC potrafi w dość brutalny sposób sprowadzić do rzeczywistości.

 

To wszystko są stereotypy i uogólnienia. Ale, jak w każdym przypadku, jest w nich wiele prawdy, ale też wiele wyjątków.
Optymalnie, jest mieć możliwość poznać obydwa światy z otwartą głową i pozytywnym nastawieniem. Bo wszystko, co naprawdę amerykańskie w naszym rozumieniu, musi mieć związek z tymi dwoma miastami. A każde na swój jedyny, niepowtarzalny sposób jest po prostu wyjątkowe.


No to, które wybrzeże wybierasz? Yankees czy Dodgers? Knicks czy Lakers? Bajgle czy sałatki i zielone koktajle? 🙂

Dołącz do rozmowy

28 komentarzy

  1. Moim największym marzeniem jest wizyta w USA. Ile ja bym dała, żeby samodzielnie się przekonać, gdzie się lepiej żyje. Kto wie, może kiedyś się uda 😉 Ale z Twojego porównania wynika, że bliżej mi do Los Angeles 😀

  2. Ciekawe zestawianie. Zdecydowanie wybieram drużynę LA 🙂

  3. Jestem za LA! Za słońcem, uśmiechem, powolnością i luzem 🙂
    Mój american dream, takie naiwne marzenie-sen, to zobaczyć chociaż część Stanów, obojętnie jaką. Tylko czekam na zniesienie wiz;p Wiem, marzenie ściętej głowy…
    PS. Cudowne zdjęcia!

  4. Ja nie umiałabym chyba wybrać. Ale że to Stany, zmiana miejsca zamieszkania jest normą 😀
    ps.Mieszkałam w LA i NYC i potwierdzam to co piszesz 🙂

    1. Pewnie, piękne jest, że nie trzeba się deklarować nigdzie na zawsze. Takie mamy świetne czasy:)! A już najlepiej jest móc krążyć między starym kontynentem a Stanami, taki balans dla duszy i ciała 🙂

  5. Bardzo ciekawy artykuł, swietnie sie czytało 🙂 przed lekturą myślałam, że jestem zdecydowanie w teamie nowojorczyków (sympatia do filmów Allena robi swoje), ale trochę mnie przekonałaś do L.A., takie życie na luzie wydaje mi się nieosiągalną, ale tym bardziej frapującą opcją.

    1. Dziękuję:) Zawsze można być po trochu w obydwu drużynach;)
      Prawda, że życia na luzie od wielu Amerykanów można się uczyć. Chociaż, jak każdy, swoje problemy mają. Ale witamina D robi swoje;)

  6. Zdecydowanie wybieram LA. Moje wielkie marzenie 🙂

  7. Cudny wpis 🙂 Dzisiaj trafiłam na Twojego bloga, bo właśnie przygotowuje trasę na naszą majową wyprawę. Nowy Jork odwiedziliśmy 3 lata temu, teraz przyszedł czas na słoneczną Kalifornię, tyle, że już z roczną córką na pokładzie. Nie możemy się już doczekać 🙂

  8. Mam nadzieje, że kiedyś zwiedzę, wszystkie zakątki, które opisujesz.

  9. Witam 🙂
    Dużo szukam w Internecie informacji o Ameryce, o różnych miejscach, o tym w którym byłoby mi najlepiej żyć.. od dawna czuje że moim przeznaczeniem jest wyjazd do USA. Wymarzylam sobie właśnie Los Angeles. Mam swoje marzenie, chciałabym tam się spełnić, próbować swoich sił w rozrywce. Wiem że to nie będzie łatwe Ale ciągle czuje że powinnam tam lecieć.. najgorsze jest że nie wiem jak zdobyć wizę Ale nie na zwiedzanie tylko na dłużej.. oraz czy znajdę szybko i niedrogie mieszkanie. Bardzo mnie tam ciągnie… pozdrawiam gorąco 🙂

  10. Joasiu gdzie dokładnie zrobiłaś zdjęcie które widzimy na samej górze ? ( szara ściana z napisem in LA)

  11. LAKERS! Świetny blog. Jedno mnie zastanawia bo czytam już chyba w 2gim poście, że trzeba mieć tu auto. Z drugiej strony syszałem, że w Los Angeles są „kosmiczne” korki. Z naciskiem na „kosmiczne”. Wychodzi na to, że w LAL trzeba mieć auto, którym i tak stoisz caly dzień w korku? 😀 GO LAKERS!

Dodaj komentarz

Skomentuj Marysia Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *