Zimą. I z drugiej strony. Tym razem, południowo- wschodniej. Mam tyle wrażeń i przemyśleń, że jestem ciągle oszołomiona. Do tego cierpię na depresję po- powrotną połączoną z jet lagiem.
Jakoś dziwnym trafem nigdy nie odczuwam zmiany czasu, gdy lecę „tam”. Przestawiam się w sekundę i funkcjonuję, jak gdyby nigdy nic. Niesamowite, prawda?

Nasza podróż była tak intensywna, że mimo iż trwała 15 dni, wrażeń wystarczyłoby na dobre dwa miesiące.
To tak trochę nie w naszym stylu. Wolimy ekstremalne „slow travel”. Czy coś w duchu „chill travel”. Nie spinamy się za mocno. I nie staramy zobaczyć wszystkiego, jakby miał to być nasz ostatni raz. Ten etap mamy już za sobą.
Tym razem było trochę inaczej. To za sprawą nowych doznań i miejsc.

Krótka statystyka.
W ciągu dwóch tygodni, zaliczyliśmy osiem startów samolotu. I lądowań (na szczęście!). Spędziliśmy wiele godzin na 6 różnych lotniskach. Pięć dni pływaliśmy po Oceanie Atlantyckim i Karaibach, pierwszy raz w życiu na wycieczkowcu należącym do dziesiątki największych na świecie. A także jednym z najbardziej spektakularnych. Do teraz jestem pod ogromnym wrażeniem. Szok i niedowierzanie mi jeszcze nie minęło.

Karaiby, Castaway Cay, statek Disney Dream

 

Ponadto, odwiedziliśmy Miami, ulubioną South Beach, środkową Florydę, Orlando, przylądek Canaveral.

 

USA, South Beach, Ocean Drive, Carlyle Hotel, Robin Williams

 

I miasto, które na pewno było jednym z tych najbardziej zaskakujących- Nowy Orlean w Luizjanie. Ulala, tam to dosłownie życie płynie swoim rytmem. Non stop.
A to wszystko zaplanowałam na 2 tygodnie przed wyjazdem. O ja, jak ja lubie takie akcje!

 

USA, Luizjana, Nowy Orlean, Bourbon Street
Ten wpis to jest właściwie zapowiedź. Kolejnych kilku szczegółowych, skupiających się na naszych przeżyciach i przygodach z tych niesamowitych miejsc.

Przez tę moją depresję, mimo ambitnego planu, nie dałam rady zacząć pełną parą. To na pewno wina tego smogu. Zamulił mi świeżo oczyszczone drogi oddechowe i przewody myślowe.
W modnej ostatnio aplikacji „smogowej”, której nie mogłam nie zainstalować, ciągle odkrywam ciekawe informacje. Mając Poznań na liście obok kilku innych interesujących mnie światowych miast, doznaję codziennego szoku. Jest źle, a nawet jeszcze gorzej. Jest najgorzej w mojej sprofilowanej statystyce. Dla porównania, w odwiedzonych przeze mnie amerykańskich miastach wszędzie pojawiał sie komunikat „fresh air”. Przez ostatnie kilka miesięcy (!) świeże powietrze jest towarem lokalnie niedostępnym.
I jak tu żyć?

Karaiby, Castaway Cay, statek Disney Dream
Wróćcie tutaj już wkrótce. Będzie bardziej regularnie niż ostatnio. Dostałam za dużo gróźb i próśb od mojej skromnej grupy czytelników, którzy chcą się na mnie wypiąć, jak nie będę częściej pisać. A do tego dopuścic nie mogę, o nie. Są dla mnie zbyt cenni i wartościowi.

Opowiem Wam o tym, dlaczego zima w Miami jest czadowa, jak to mawia mój syn. Czemu Nowy Orlean trzeba zobaczyć przed śmiercią. I to pewnie nie jeden raz.
Poznacie moją relację z wycieczkowca Disney’a na Bahamy. I skąd ja nagle uznałam, że takie rejsy są nie tylko dla dzieci czy emerytów. A że to jedna z fajniejszych przygód, które ostatnio przeżyłam.

No i wiecie, jak to u mnie bywa, dojdę do jednego zasadniczego wniosku.
Na Florydzie, Karaibach i w Luizjanie. Bez smogu, ze słońcem i pozytywnymi, uśmiechniętymi ludźmi. Zima jest fajna.

Dołącz do rozmowy

3 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *